jesteśmy nieproszonymi gośćmi
jesteśmy nieadekwatni
jesteśmy intruzami
jesteśmy barbarzyńcami
jesteśmy ignorantami
jesteśmy nieukami
jesteśmy nieuważni
jesteśmy głusi
jesteśmy ślepi
nie umiemy czytać ukrytych znaczeń
niszczymy to, czego nie rozumiemy
jesteśmy wiecznymi kolonialistami
wymieramy świat
wyrządzamy nieodwracalne szkody
okradamy naturę
nie mamy sumienia
nie mamy empatii
nie jesteśmy ciekawi
jest nas za dużo
jesteśmy puści
nasze wewnętrzne kompasy nie nawigują
nie żyjemy w symbiozie
nie pasujemy
nie ma przed nami żadnych perspektyw
nie zasługujemy na ten świat jako gatunek
świat żyłby lepiej bez nas
jesteśmy zbędni
jesteśmy gatunkiem źle rozwiniętym
antropocen jest pomyłką z natury
pocztówki z umierającego świata

Gdy ruszyłam w tę podróż planeta była czysta, ludzie przyjaźni i pomocni, zwierzęta nie znały człowieka, więc się go nie bały. Wyszłam z domu w wieczorowej sukni, gdy przyjęcie trwało w najlepsze. Do ogrodu wywołały mnie cykady, gekony, nocne ćmy i przyjemna bryza od spokojnego morza.
I choć to wszystko oddalone było od mojego domu o setki, tysiące kilometrów, wyszłam na długi spacer. I tak idę już kilkanaście lat.
PS. Wysyłam Ci pocztówki z umierającego świata. Mam nadzieję, że kiedy wrócę będziesz jeszcze żył, że będziesz miał wodę, mały skrawek zieleni z tego, który teraz ciągnie się za naszym domem aż po horyzont i że znajdziesz schronienie przed upałem, który nie zdąży wypalić Ci skóry.

Nie zdążyłam dotrzeć daleko, a już po drodze minęłam puste od ryb stawy, pełne bakterii e-coli. Szłam brzegami rzek oblepionych styropianem, betonem, plastikiem. W miejscu strumieni, w które kiedyś tak lubiliśmy się wsłuchiwać nad ranem, sączą się kwasy, benzyna i ropa. W dachy pokryte azbestem wżera się ciepły dwutlenek węgla. Na brzegach mórz rdzewieją kontenery, w zaroślach pływają „białe ryby”, na polach leży przemysłowy obornik. Mijam truchła zwierząt, gnijące trzewia z rzeźni, ludzkie odchody, często duszę się od toksycznego dymu i nadmiaru azotu w atmosferze.
PS. Nie widzę pszczół, nigdzie nie ma już pszczół. Rodzajowi ludzkiemu zostały już tylko cztery lata.

Na początku tej podróży to natura dyktowała mi kierunek. Dziś chodzę już tylko drogami wytyczonymi przez człowieka, takiego jak ja lub ty. Coraz trudniej znaleźć jest mi miejsce do nikogo nieprzynależne. Nie mijam już rzek płynących swoim nurtem. Na każdej są tamy, prawie każdej zmieniono bieg. Wielu z nich zresztą już nie ma, nie wytrzymały tej nienaturalnej korekty. Nabrzeża oceanów są martwe, pola obumarłe. Połowa słodkiej wody wsiąka w ścieki, marnowana przez człowieka, takiego jak ja lub ty, tylko gdzieś kawałek dalej.
PS. Czasami wieczorami słyszę szum w koronach umierających drzew. Wśród nich pohukują sowy i głuszce, kto wie, być może dziś już ostatni raz.

Świat umiera, mój Drogi. To jest pewne, namacalne. Marzę, żeby ten proces dało się zatrzymać, ale w tym celu człowiek jako gatunek musiałby się skończyć. Jesteśmy tak nieadekwatni dla natury, jak moja sukienka, której nie zdążyłam zdjąć przed wyjściem z domu. Idę w niej, skazana na porażkę, jak nieproszony gość. Jak człowiek.
PS. Jeśli zdążę wrócić na czas, zdam Ci naoczne świadectwo. Teraz wysyłam kolejną kartkę.
Projekt rozpoczęty w 2023 roku. Będzie kontynuowany do końca mojego świata lub końca pewnego uniwersum.
Projekt rozwija się na Instagramie, fb.
Opracowanie muzyczne – Paweł Betley